2012

2012 to film, który przez pewien czas omijałem szerokim łukiem. Wizja końca świata w 2012 roku jakoś do mnie nie przemawia. A nawet gdyby to była prawda, to cóż moglibyśmy na to poradzić? Ciekawość jednak zwyciężyła…

W wielu różnych filmach mogliśmy zaobserwować bardziej, lub mniej udane próby zniszczenia różnych światów. Można więc spodziewać się dwóch rzeczy – twórcy albo pójdą utartymi ścieżkami i stworzą film, który już od pierwszych minut będzie nudny i przewidywalny, albo na siłę będą wymyślać nowe sposoby destrukcji, zazwyczaj tworząc w ten sposób film nudny i absurdalny. Który sposób wybrali twórcy 2012? O zgrozo – oba.

Film pełen jest schematów. Pozwolę sobie wymienić kilka najważniejszych.

  1. O zagrożeniu dowiadujemy się dzięki genialnym naukowcom, którzy współpracują z Amerykanami.
  2. Główny bohater jest zwykłym człowiekiem mającym problemy z kobietą i dziećmi.
  3. W obliczu niebezpieczeństwa główny bohater staje się nieustraszonym obrońcą swoich bliskich.
  4. Osoba, która ledwo co potrafi latać, jeśli tylko zaistnieje taka potrzeba, może siąść za sterami każdego samolotu. Ba – będzie lawirować wśród rozpadających się budynków.
  5. Jeśli trzeba się poświęcić, główny bohater zrobi to na pewno.
  6. Bez względu na wszystko świat zostanie uratowany.

Czy może być gorzej? Zapewne nie, ponieważ jest to schemat który pasuje do wielu filmów. Muszę jednak przyznać twórcom, że starali się wprowadzić do filmu coś nowego, przynajmniej biorąc pod uwagę dotychczasowe katastrofy. Wszystko co dzieje się w filmie jest jednak już od pewnego czasu spekulacją wśród naukowców. Zastanawia mnie tylko jedno – czy przebiegunowanie Ziemi naprawdę trwa tak krótko?

Film pełen jest scen, które sprawiły, że na usta cisnęły mi się słowa „dajcie spokój”. Jako przykład mogę tu przytoczyć (poza wcześniej wspomnianym wcześniej pilotażem samolotu) scenę, w której władcy państw stawiają na szali swoje życie byleby tylko uratować kilka osób więcej. Może się mylę, ale uważam iż w obliczu takiego niebezpieczeństwa mało kto chciałby ratować kogoś poza swoimi bliskimi. A już na pewno nie w momencie, gdy ma się praktycznie zagwarantowane bezpieczeństwo. Owszem, można innym współczuć i mieć do siebie pretensje, ale nic poza tym.

2012 oglądało mi się w miarę przyjemnie jedynie z dwóch powodów – krajobrazów i efektów specjalnych. Są to jedyne elementy, które ten film ratują. Przebijają nawet dosyć dobrą grę Johna Cusacka.

Zdjęcia zaczerpnięte zostały z serwisu FilmWeb