Nie taka Warszawa straszna
We wtorek odwiedziłem naszą stolicę. Nie bywam w niej zbyt często, pomimo tego że planowałem kiedyś przenieść się tam na stałe. Tym razem skusiło mnie szkolenie organizowane przez HP a dotyczące serwerów w technologii blade.
Co prawda transport z Lublina dowiózł mnie tylko pod stację metra „Politechnika”, ale… nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej mogłem pierwszy raz spróbować podróży środkiem transporty, którego w Lublinie nie uświadczymy jeszcze przez wiele lat (jeśli w ogóle).
Kilka minut i byłem już na stacji docelowej – „Służew”. Stąd na miejsce docelowe, czyli ul. Szturmową czekał mnie krótki spacer. Ciężko obserwuje się otoczenie, starając się nie przeoczyć drogi, w którą miało się skręcić. Coś jednak udało się zaobserwować. Doszedłem do wniosku, że dzielnice oddalone od centrum praktycznie wcale nie różnią się od tych znanych z rodzinnego miasta. Może to dziwne, ale nie czułem się obco.
Laboratorium Rozwiązań Systemowych HP to dosyć ciekawe miejsce. Miałem możliwość poobserwowania sobie wspomnianych wcześniej serwerów w przeróżnych konfiguracjach. Wysłuchałem informacji odnośnie rozwiązań technicznych, zapoznałem się ze specyfikacją sprzętu a także mogłem na żywo zobaczyć jak zarządzać tymi serwerami za pomocą HP Inside Control Environment. Muszę przyznać HP, że ich produkt zrobił na mnie pozytywne wrażenie.
Również sama organizacja szkolenia zasługuje na pochwałę. Wspomnę tu chociażby o cateringu. Nie dość, że przez całe szkolenie można było w dowolnym momencie robić sobie kawę/herbatę, czy też podjadać ciastka, to zaserwowany nam obiad sprawił, że do powrotu do Lublina (czyli jakieś 6 godzin później) nie myślałem nawet o jedzeniu. Dodatkowo podeszli zabawnie do sprawy obecności na szkoleniu – każdy uczestnik dostał dyplom 🙂
Droga powrotna do centrum, gdzie miałem spotkać się z ludźmi z którymi przyjechałem do Warszawy, upłynęła mi jeszcze szybciej. Niestety – o godzinie 16 zrobiło się już szaro i brzydko. Byłem jednak świadkiem zabawnej sytuacji ucieczki pieszego przed policjantem. Najpierw chłopak nie reagował zbytnio na wołanie policjanta – „to nie mnie woła” można było wyczytać z twarzy (ale jednocześnie oglądał się na policjanta i oceniał odległość) aż w końcu postanowił sprintem przebyć drogę do dworca PKP.
W drodze na Mysią, gdzie czekał na mnie samochód, mogłem przekonać się jeszcze ile osób chce pieniędzy. Raz byli to młodzi ludzie zbierający na powrót do domu, innym razem „mnich” sprzedający książki. Nie, żeby w Lublinie tego nie było, ale chyba jednak na mniejszą skalę. O nieustannie śmieszącej mnie palmie – nawet nie wspomnę.
Do Lublina wróciłem o 20 – żeby było śmiesznie to nawet nie zmęczony (pomimo 15 godzin „w podróży”). To właśnie wtedy zdarzyło się coś, co sprawiło że cały dzień zakończyłem śmiechem. Po odpaleniu onetu dowiedziałem się, że niedługo po moim wyjeździe z Warszawy – zamaskowany sprawca okradł bank. No kurczę… tylko mnie zabraknie i już bajzel w stolicy 😉