Salt

Nie jestem miłośnikiem Angeliny Jolie. Nie jest ona dla mnie ideałem kobiety. Nie uważam, żeby była jedną z najlepszych aktorek. Film „Salt” miałem jednak od dawna ochotę obejrzeć. Dlaczego? Tak szczerze mówiąc to z powodu Daniela Olbrychskiego. Nie, jego miłośnikiem też nie jestem, ale sam fakt że jakiś Polak zagrał w wielkiej produkcji i nie został wycięty sprawił, że chętnie zobaczyłem jego grę aktorską. Cóż, biorąc pod uwagę, że rolę miał dosyć ważną, to sukces jest niewątpliwy.

„Salt” nawiązuje do poruszanego w wielu filmach motywu zimnej wojny. Chciałoby się rzec – niestety. Dlaczego? To proste – jest to motyw tak wyeksploatowany, że aż nudny.  Nie bardzo rozumiem dlaczego tyle amerykańskich filmów bazuje na tym motywie. Czy reżyserom (tutaj jest nim Phillip Noyce) aż tak brakuje fantazji, czy też Amerykanie nie potrafią uzmysłowić sobie, że te czasy już się skończyły i niekoniecznie trzeba ciągle do nich wracać? Tak, czy owak mamy kolejny raz odgrzaną zimną wojnę i kolejny „wynalazek” Związku Radzieckiego.

Motywem przewodnim filmu jest oczywiście zdemaskowanie szpiega rosyjskiego, prowadzącego w miarę normalne (o ile praca w agencji rządowej może być normalne) życie. Szpiegiem jest nikt inny jak główna bohaterka, grana przez Angelinę Jolie. Tak przynajmniej utrzymuje postać Olbrychskiego – Rosjanin Orłow.  Przebieg fabuły jest dosyć oczywisty i typowy dla tego rodzaju filmów. Niemniej jednak, pomimo odgrzanego motywu przewodniego „Salt’  zaskoczył mnie kilka razy. Może nie nagłymi zwrotami akcji, ale jednak dosyć istotnymi elementami. W chwilach, w których miałem ochotę mruknąć coś na temat przewidywanego przebiegu filmu najczęściej działo się coś, co szybko wpychało mi mruknięcie do gardła. W życiu nie spodziewałbym się takiego rozwoju sytuacji, jak chociażby w przypadku męża głównej bohaterki. Jeśli już mam się do czegoś przyczepić, to do dwóch elementów. Niezbyt pozytywnie zaskoczył mnie sam początek, w którym Salt zamiast wyjaśniać – ucieka. Na dodatek ucieka z budynku agencji rządowej praktycznie bez najmniejszego problemu (no dobra, trochę pomógł jej miotacz granatów wykonany z gaśnicy). Niemniej jednak dzięki temu możemy zachwycać się scenami pościgowymi, niezwykłą zręcznością i odwagą głównej bohaterki. Drugi negatywny element to samo zakończenie filmu a także ostatnie słowa, jakie możemy usłyszeć. Pozwólcie jednak, że nie będę Wam pisał co to było – podejrzewam, że po obejrzeniu filmu będziecie wiedzieć o co mi chodziło.

Sam Olbrychski wypadł w filmie poprawnie. Można się przyczepiać do jego języka angielskiego, ale… przecież jest rosyjskim szpiegiem. O jego grze nie można zbyt długo opowiadać z prostego powodu – pomimo tego, że postać Orłowa była dla fabuły istotna, sam Olbrychski widnieje na ekranie niezbyt długo.

A jak na tle Angeliny wypadają inni aktorzy? W porządku, chociaż nie oszukujmy się  – również nie zajmują zbyt dużo czasu ekranowego. Niemniej jednak bardzo przyjemnie oglądało mi się grę aktorską Lieva Schreibera i Chiwetela Ejiofora.

Nie żałuję czasu, jaki poświęciłem na ten film. Nie oczekiwałem nic wymagającego i nie dostałem tego. Dostałem pełen szybkich zwrotów akcji film, będący zniekształconym odpowiednikiem Jamesa Bonda. Miłośnikom kina akcji oraz Angeliny Jolie zdecydowanie mogę go polecić.


Zdjęcia zaczerpnięte z serwisu Stopklatka.pl