Nelderim – historia Elfów
Tekst pierwotnie publikowany był na Wrotach Wyobraźni.
Parę lat temu, jeszcze w trakcie studiów, odkryłem grę “Ultima Online”. Moja fascynacja tą formą zabawy była na tyle duża, że w pewnym momencie bycie graczem przestało mi wystarczać. Postanowiłem spróbować swoich sił po drugiej stronie barykady – jako Mistrz Gry. Trwały akurat prace nad darmowym, polskim shardem o nazwie Nelderim. Zgłosiłem swoją chęć pomocy i otrzymałem pierwsze zadanie – stworzenie historii rasy elfów, w oparciu o obowiązującą na shardzie ogólną historię swiata. Było to kilka lat temu… Ultima już mi się znudziła, jednakże napisana przeze mnie historia obowiązuje, na wspomnianym przeze mnie serwerze, cały czas.
Ród mój, jako jeden z nielicznych kultywuje tradycję kronikarza. Z ręki moich przodków wyszło wiele wspaniałych ksiąg, w których zapisana jest historia. Ojciec mój z powodu swego wieku postanowił przekazać dzieło stworzenia historii naszej rasy – mnie. Dzięki temu możecie przeczytać to dzieło. Wielką nadzieję pokładam w tym, iż nie zawiodę swoich przodków i nie będą musieli płakać nade mną.
Pierwsza Era
Pierwsze zapiski dotyczące naszej Rasy pochodzą z czasów miasta Vaas. Niewiele z nich informacji można uzyskać. Ówczesne Calben za swe schronienie przyjęły lasy porastające Vaas Eger. Nie tworzyły żadnych miast, jedynie osiedla, w których władzę sprawowały Rady złożone z pięciu Elfów wybieranych poprzez głosowanie. Niekoniecznie byli to najstarsi mieszkańcy osady, lecz przez szacunek zwykło się mawiać o nich jako o „Starszyźnie”. Nad wszystkimi Radami pieczę sprawował Król Elfów wybierany właśnie przez członków każdej ze Starszyzn.
W Kronikach, które zachowały się do naszych czasów często powtarza się imię Aithil, co w języku wspólnym oznacza „Źródło”. Za jego panowania nastąpił rozkwit kultury naszych braci. Jego główną zasługą był pokój pomiędzy osadami.
Nie wszystkim jednak podobał się taki stan. Jedną z takich osób była Loethe, młodsza siostra Aithila. W jej sercu rosła nienawiść do brata. Wiele razy kłóciła się z nim. Miała mu za złe, że nie wykorzystuje swej pozycji. Chciała by Calben zawładnęły równiną. Pragnęła hołdu od innych ras. Brat jej jednak mądrzejszy był. Wiedział, że wojny nic dobrego Elfom nie przyniosą i zbywał Loethe.
Życie wszystkich płynęło dzięki temu spokojnym rytmem.
W czasach dzisiejszych stan taki byłby strasznie nienaturalny. Wyobrażam sobie, iż Elfy z tamtej epoki musiały prowadzić strasznie monotonne życie. Nie dziwię się, więc iż nie uchroniły się przed rozłamem, spowodowanym przez zazdrosne bóstwo.
Morgor w tamtych czasach nie był czczony. Bano się Go i nie oddawano mu czci. Wyjątkiem była siostra Aithila.
Pewnej nocy, po burzliwej kłótni z Królem, Loethe opuściła swe schronienie. Wzburzona wędrowała po lesie przeklinając głupotę swego brata. Podczas spaceru ,Loethe ukazał się Morgor. Nieznane są słowa, które zostały wtedy wypowiedziane. Następstwa tego wydarzenia odbiły się jednak na całej społeczności Elfów.
Loethe nie wróciła już do swego domu. Od tej pory widywano ją w różnych częściach Vaas Eger, odwiedzającą kaplice należące do jej nowego pana- Morgora. Trwało to kilkanaście sezonów. W tym czasie rozwinęła moce, jakie dostała od swego nowego boga.
Czas jednak nadszedł. Przestały jej wystarczać modlitwy w świątyniach. Zaczęła głosić chwałę zapomnianego bóstwa. Przekonywała do nowych wartości, egoizmu, nienawiści.
Podczas swej wędrówki trafiła ponownie do Aithila. Ten wiedział, że tym razem siostra ma poparcie. Nie mógł jej już zbywać.
W swojej wielkiej mądrości zaprosił ją do pałacu twierdząc, że zrozumiał swój błąd. W rzeczywistości jednak była to zwykła pułapka. Podczas wieczerzy Loethe została otoczona przez gwardzistów. Król poprosił ją o wycofanie swoich herezji, jednak była ona nieugięta. Za swe uwielbienie, którym obdarzyła Morgora została wtrącona do lochów.
Nie pomogło to niestety. Kult szerzył się dalej. Brak kapłanki tylko rozwścieczył innych. Elfy stanęły przed groźbą walk domowych.
Serce Aithila płakało, gdy skazywał swą siostrę na wygnanie. Zwrócił jej wolność, ale w zamian zażądał, by wraz ze swymi zwolennikami opuściła tereny Elfów.
Wielki to cios był. Dzieci odchodziły od rodziców, podążając za złem, które nigdy nie powinno było ujrzeć światła dziennego.
Pojawienie się Loethe było pierwszą oznaką „początku końca” świata, jaki wówczas znano. Wszystko stało się za sprawą ludzi – głupich istot, pozbawionych choć cząstki rozumu i możliwości logicznego myślenia. Czemuż te próżne istoty tak bardzo pragną złota? Przecież dla miłujących prawdziwe piękno – nie ma ono żadnego znaczenia.
Faktem jest, iż ludzie dla tego kruszcu zrobiliby wszystko. Nie ważny dla nich stał się nawet Untur – ich stwórca. Głupim zachowaniem jest ,by przed niego przedkładać majątek. Żądza zysku doprowadziła do powstania nowych kultów. Równinę Vaas Eger nawiedziła wielka liczba fałszywych proroków.
Na wydarzenia te Elfy patrzyły z politowaniem. Nie uczestniczyły w nich aż do momentu, gdy zaczęto niszczyć świątynie należące do Neneth i mordować jej wyznawców.
Zawrzała krew w żyłach naszych przodków. Starsze Elfy wiedzione mądrością upływających dni oddały się modlitwom i błaganiom. Neneth pozostawała jednak głucha na ich prośby.
Młodsi z naszej Rasy nie mogli znieść oczekiwania. Zebrała się ich pokaźna grupa i opuściła schronienie, jakie dawał las, by przyłączyć się do przedstawicieli innych Ras i wspólnie opanować Vaas. Nie dane im jednak było dokonać tego czynu. Miasto, na które napadli okazało się być przygotowane do obrony. Nie pomogła nawet siła wynikła ze zjednoczenia. Armia Sprawiedliwych została rozbita. Ocalonych czekała długa śmierć w męczarniach. Garstce udało się jednak wymknąć i schronić w pobliskich górach. Tam spotkali Loethe. To dzięki pomocy jej Bóstwa – Morgowa i jego piekielnych legionów Armia Sprawiedliwych mogła jeszcze raz zaatakować Vaas. Przy gorejących ogniach piekielnych, w potokach krwi – miasto zostało zdobyte.
Krótka była radość zwycięzców. Nim ucichł zgiełk bitwy świat spowiły ciemności.
I przeraziły się Elfy. Upadły na kolana i zaczęły błagać Neneth o łaskę i ocalenie. Przepraszały za zdradę części z nich, Za głupotę najmłodszych…
Jednak bogowie nie wybaczają tak łatwo, zwłaszcza Untur. Ciemność ogarnęła świat, gdy wielka skała przysłoniła słońce. Calben przerwały swe modlitwy i z przestrachem spojrzały się w przestworza. Ich oczom ukazała się ręka należąca do Untura a w niej skała olbrzymia. Serca zamarły w ciałach naszych przodków, gdy zaczęła ona spadać z wielką prędkością.
Miasto Vaas w jednej chwili przestało istnieć. Wraz z nim przeobrażeniu uległ cały znany ówczesny świat. Kontynentem wstrząsnęły ogromne trzęsienia ziemi. Tereny położone blisko morza zostały zalane przez olbrzymie fale. Powstały nowe łańcuchy górskie. Cały zachód stanął w ogniu.
Ci, którzy przeżyli zostali ukarani przez Naneth. Za zwątpienie w swych Bogów i obojętność w Wojnach Proroków, odebrała im śmiertelność. Od tej pory dusze umarłych skazane są na tułaczkę po świecie umarłych. Przerwać ją może jedynie łaska dana przez Morgora, który mianowany został strażnikiem krainy dusz.
Druga Era
Cały świat pogrążył się w Chaosie. Wielkie trzęsienie ziemi rozerwało kontynent. Wszyscy wierzyli, że to już koniec. Wielu Elfów powtarzało jedno słowo: „methen”. Byli wśród nas także tacy, którzy złorzeczyli na Naneth i Untura. Jednak byli oni nieliczni i nieznane są przypadki by przeżyli ten ciężki czas.
Nasi przodkowie dobrze wiedzieli, że odpowiedzialni za ten stan są ludzie. Któżby inny mógł być tak niemiłosiernie nierozważny by rozgniewać bogów?
Naneth wiedziała jednak, że Celbien są jej posłuszne. Jej ręka ochroniła nasz lud od cierpień. Zginęli tylko Ci, którzy zwątpili. Z tego powodu najwięcej przetrwało właśnie nas.
Świat jednak przekształcił się. Wiele osad zostało zniszczonych. Tylko cztery pozostały nietknięte i to właśnie tam w tych czasach skupiło się nasze życie. Z czasem osady te rozrosły się. Każda z nich posiadała własną starszyznę, jednak początkowo osiedla były położone zbyt daleko od siebie. Z tego powodu nastąpił rozłam. Starszyzna zaczęła wybierać lokalną władzę. Skutkiem tego powstały cztery niezależne królestwa: Imloth, Bar Luin, Arnad Tauren oraz Arnad i-Laegi. Należy dodać, iż mimo istnienia tych królestw – nie były tworzone żadne miasta. Celbien mieszkały wśród lasów. Schronienia swe budowały w miejscach, które uznawane były za święte.
Głupi ludzie, nieświadomi naszej nienawiści, swego schronienia zaczęli szukać wśród leśnych osad. Tam spotykało ich to, na co zasłużyli – stali się naszymi sługami. W krótkim czasie nauczyliśmy ich, że są nic nie warci. Całe ich życie było podporządkowane nam…
Niezmiernie żałuję, że ten stan rzeczy się zmienił. Niższe istoty, jakimi są ludzie nie powinny chodzić same po świecie. Tylko czekać, aż znowu sprowadzą na nas jakąś katastrofę…
Życie zaczęło płynąć spokojnie kolejny raz. Do momentu, gdy władcą Laegil został Ethuil. Jego marzeniem stało się zjednoczyć wszystkie królestwa Elfów w jedno. Był pierwszym królem, który pragnął osiągnąć ten cel. Wiele pokoleń zastanawiało się, czemu podjął to wyzwanie. Jedna z legend głosi, iż pewnej nocy – Ethuil miał „oloth”. Wizję, jak niektórzy mówią.
Ukazała mu się Naneth, wielce niezadowolona z faktu, iż jej dzieci nie są jednością. Jej widok zaskoczył Ethuila. Wiedział, że jest ona piękna, lecz nawet w najśmielszych snach nie sądził, iż jego wyobrażenia zostaną tak poprawione. Jedyne słowo, jakie zdołał wymówić to” bein”.
Uśmiech rozpogodził oblicze Naneth i przemówiła ona do swego sługi:
“Man le carel sí? (Co tu robisz?)
Mas anirach baded? (Dokąd chcesz pójść?)
Aphado nin! (Pójdź za mną)
Avo visto! (Przestań błądzić).
Dzieci moje, uratowałam was od zagłady a wy rozdzieliliście się. Stańcie się jednościa. Uczyńcie to dla mnie. Pokażcie swoją miłość. Le annon veleth nín.(daję Ci moją miłość). Przekaż ją innym…”
Naneth wypowiedziała te słowa a jej obraz zaczął się rozmywać. Ethuil ponownie zapadał w sen. Ostatnie słowa, jakie usłyszał brzmiały „Losto mae..” wraz z nimi poczuł lekki pocałunek na czole..
Rankiem, władca nie potrafił dojść do tego czy sen był to, czy Naneth zjawiła się naprawdę. Jego wątpliwości pierzchły, gdy tylko w sadzawce ujrzał swe odbicie. Na jego czole znajdował się malutki ślad, jakby po pocałunku. Znamię, które utworzyło mu się tej nocy – nie zniknęło już nigdy.
Nie trudno było doprowadzić do spotkania z Aran pozostałych królestw. Jednak, odpowiedzią na cel spotkania były tylko kpiące uśmiechy. Nasi przodkowie przyzwyczaili się do takiego stanu rzeczy, jaki panował i nie pragnęli zmian. W pamięci nadal mieli zgubne skutki dawnych dziejów.
To, gdzie odbyło się spotkanie, nie jest zapisane w żadnej z ksiąg. O samym zebraniu również niewiele wiadomo. Z kilku zaledwie wzmianek wiemy, iż Ethuil opowiedział swój sen pozostałym władcom. Gdy słowa opowieści skończyły rozbrzmiewać – zdjął opaskę i ukazał im znamię na czole. Wezwano wtedy Kapłana Naneth, by sprawdził ów znak. Nie znane mi są moce, jakimi dysponują kapłani naszej bogini, lecz ten rozpoznał stygmat. Nie było podstaw by nie wierzyć jego słowom. Aran poszczególnych państw zgodzili się, iż zgodnie z wolą Naneth muszą zjednoczyć Elfy. Rozmowy trwały kilka tygodni. W tym czasie do miejsca obrad przybywały nowe osoby. Zjednoczenie okazało się niełatwym wyczynem, lecz wszyscy byli dobrej myśli. Do czasu…
Pewnego wieczora, podczas kolejnych obrad Ethuil zasłabł i stracił przytomność. Jego oddech stawał się coraz krótszy. Wezwano Kapłana, by ratował władcę.
Tyle wiemy na ten temat. Czy Aran i-Laegil został wyleczony – niestety nie wiadomo. Udało mi się znaleźć jeszcze tylko jedną notkę na temat tego spotkania. Napisano w niej, że wieczoru, w którym choroba dotknęła Ethuila – w miejscu obrad rozpętał się pożar. Wszystko, do czego doszli władcy zostało strawione przez „naur”. Z pożaru tego nie uciekł nikt żywy…
Przez kolejne lata, inni władcy próbowali zjednoczyć Celbien, jednak żaden z nich nie zbliżył się do tego celu. Tak było do czasów Bunrhoega, króla Arnad i-Laegil..
Pochodził on z linii Ethuila i zafascynowany był historią swojego dalekiego kuzyna. Wierzył w to, iż jego przodek został otruty przez ludzi. Również na nich zrzucał winę za pożar, który strawił nadzieje na zjednoczenie. W wydarzeniach dawnych widział spisek Edain. Miał zapewne rację. Bali się oni tego, że od zjednoczonych Elfów już nie uda im się uciec.
Bunrhoeg postanowił pójść w ślady Wybrańca Naneth. Spotkał się z pozostałymi władcami i zaczęto rozmowy. Żadnego porozumienia nie osiągnięto. Potomek Ethuila wybiegł z Sali obrad trzaskając drzwiami. Nie wiem, czemu w tamtych czasach wszystkie ważne narady odbywały się za zamkniętymi drzwiami bez udziału skrybów. Podczas późniejszych rozmów na temat tego spotkania Bunrhoeg zawsze określał pozostałych Aran mianem „U-Istar”(nie mądry).
Był to jednak władca dumny, który nie znosił porażek. Zebrał wojowników – zapaleńców, którzy, tak jak on, pragnęli zjednoczenia. Ustanowił ich dowódcami swojej armii, na czele której wyruszył by zjednoczyć Elfy.
Pierwszymi ich przeciwnikami byli nasi bracia z Arnad Tauren. Początkowe bitwy nie należały do strasznie krwawych ani ciężkich. Armia Arnad i-Laegil napotykała osady, które nie spodziewały się napaści. Krótkie walki, lub też sam widok potężnej armii – sprawiały, że Aran i-Laegil dość szybko przyjmował kapitulacje. Wieść o nim jednak rozeszła się. W tydzień po tym jak wkroczył do Arnad Tauren na jeden z nacierających oddziałów posypał się grad strzał. Śmierć szybko dosięgła atakujących. Pojawiły się wtedy wojska należące do Aran Tauren. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, że zabili ludzi. Kiedy to odkryli las zamilkł. Obrońcy zrozumieli, iż sami wpadli w pułapkę, którą zastawili na swoich przeciwników. Rozejrzeli się dookoła,,lecz nic nie dostrzegli.
W tym momencie las podjął swój śpiew. Zapełnił się szumem liści i trąb. Spośród drzew wyszedł Bunrhoeg i nakazał swym przeciwnikom złożenie broni. „Bado mîbo orch!”(Idź pocałuj orka) – usłyszał w odpowiedzi.
Jak już pisałem – dumny był to władca. Nie mógł znieść takiej zniewagi. Spojrzał na wojska obrońców, po czym podniósł prawą rękę i krzyknął „Gurth a chyth-in-edhil!”(Śmierć wrogom Elfów), „Gurth a chyth vín!” (Śmierć naszym wrogom). Gdy tylko skończył te słowa z lasu za nim łucznicy wystrzelili śmiercionośną salwę. Tuż po niej nastąpił atak wojsk. Aran i–Laegil nie został z tyłu, pobiegł na swego wroga razem z innymi. Ci, którzy przeżyli bitwę z chęcią przyłączyli się do zwycięzców. W ten sposób liczebność armii Bunrhoega rosła. Było to jego pierwsze spektakularne zwycięstwo.
Najsłynniejszą bitwą tej części procesu zjednoczeniowego byłą bitwa nad Dagor an Lhunnen. To tam starły się wojska tego, który jednoczył i tych, którzy nie chcieli odrzucić prywatnego dobra dla wszystkich Celbien. Armie spotkały się na terenach niezalesionych. Burnhoeg spojrzał się na namioty przeciwników i zobaczył, iż do wojsk Arnad Tauren dołączyły Bar Luin. Najbardziej go jednak zdziwiło to, że po stronie obrońców stoją ludzie. Nie jako słudzy – lecz jako wojownicy. Wyposażeni w zbroje i broń. Podłe istoty gotowe wepchnąć ostrza w plecy swoich panów. Krew zawrzała we władcy Arnad i-Laegil. Nie mógł zrozumieć jak jego przeciwnicy mogli się posunąć do takiej podłości. Zebrał w nocy swoich najlepszych zwiadowców i kazał im na polu bitwy wykopać małe rowki, włożyć do nich materiał i uschnięte drewno pokryte specjalną miksturą. Po wszystkim mieli zakamuflować teren darnią i liśćmi. Wydawszy te rozkazy zastanawiał się, co więcej może zrobić. Wezwał swoich dowódców i po naradzie postanowili podzielić armię na trzy części. Jedna zaatakowałaby od przodu, druga z boku a trzecia zablokowałaby drogę ucieczki przeciwnikom. Ostatni rozkaz tej nocy dotyczył ludzi – jeńców, jakich przyprowadzono ze sobą. Bunrhoeg nakazał polać ich rano mieszanką wody i tego specjalnego płynu a następnie podczas natarcia prowadzić przed sobą jako żywe tarcze.
Następnego dnia jego armia wyszła z lasów. Celbien stanęli naprzeciwko swoich braci, z którymi mieli walczyć i czekali. Aran i-Laegil zabronił atakować. Chciał sprowokować do tego swoich przeciwników. Po kilku godzinach połączone siły obrońców straciły cierpliwość i zaatakowały. Potomek Ethuila również ruszył ze swym wojskiem, lecz dużo wolniej. Przed sobą prowadzili Edain na powrozach. W momencie, gdy jego przeciwnicy znaleźli się na obszarze, na którym w nocy pracowali zwiadowcy – dał znak ręką i łucznicy wystrzelili ogniste strzały. Część z nich trafiła w Celbien i Edain a pozostała spadła na ziemię. Wojownicy Arnad Tauren i Bar Luin zamarli. Wokół nich, z ziemi wystrzeliły płomienie, które raz po raz ogarniały ich towarzyszy. Ludzie prowadzeni na powrozach widząc śmierć innych ze swego gatunku zaczęli się wyrywać. Byli jednak mocno trzymani. Gdy ogień zaczął przygasać sprzymierzeni władcy postanowili postawić wszystko na jedną kartę. Nie mogli sobie pozwolić na wysyłanie wojowników partiami by tracić w ten sposób. Ruszyli by pokonać Bunrhoega. Wtedy też uwolnił on Edain, którzy zaczęli biec ku wolności. W momencie, gdy znaleźli się tuż przy wojskach sprzymierzonych łucznicy Arnad i-Laegil wystrzelili kolejne płonące strzały. Dziesiątki płonących ludzi wywołało panikę wśród przeciwników Bunrhoega. Ogień siał coraz większe zniszczenie wśród jego przeciwników. To wystarczyło. Dał znak do ataku. Ruszył wraz ze swoim wojskiem. Dźwięk trąb rozniósł się daleko i w tym samym czasie z flanki zaatakowała druga część wojowników Arnad i-Laegil. To przesądziło losy bitwy. Wojska sprzymierzonych nie spodziewały się ataku z dwóch stron. Część już uciekała, jednak na ich drodze stanął trzeci oddział Bunrhoega. Była to najbardziej krwawa potyczka. Przegrani ratowali się nawet ucieczką wpław na drugi brzeg jeziora. Udało się to nielicznym. Ci, którzy przeżyli bitwę a nie chcieli się przyłączyć do zwycięskiej armii – ginęli. Ta zasada nie dotyczyła Eedain. Ci albo od razu ginęli albo trafiali do niewoli.
Po kilkudniowym postoju Bunrhoeg wyruszył do ostatniego królestwa – do Imloth. Wieści o jego zwycięstwach dotarły tam na długo przed nim, razem z niedobitkami szukającymi schronienia. Dolina Kwiatów nie stawiała oporu. Wojska Arnad i-Laegil weszły do tej krainy nie niepokojeni przez nikogo. Sam Aran Imloth wyruszył, by stanąć naprzeciwko Aran i-Laegil.
Spotkali się oni przy wielkim białym drzewie, które według legendy zostało posadzone rękami Naneth i pierwszego Celbien jaki chodził po świecie.
Deren, który był władcą Imloth pokłonił się przed Bunrhoegiem i obiecał mu wierną służbę. W ten sposób uniknięto kolejnego rozlewu krwi wśród braci.
Celbien zjednoczyły się. Bunrhoeg stanął przed swoją armią i ogłosił się Królem Elfów – Aran-i-Edhil, zjednoczone ziemie zaś od tej pory zwą się Królestwem Elfów – Arnad-i-Edhil.
Pamiętając o Naneth i o tym jak odwiedziła ona Ethuila dumny władca Elfów zakazał czcić Untura.
Kilka następnych lat minęło spokojnie. Z ziem Elfów usuwano pozostałości po walkach. Ludzie trafili tam, gdzie ich miejsce – pod bat nadzorców. Byli zaprzęgani do najcięższych i najniebezpieczniejszych robót.
To, że czas mijał spokojnie nie oznacza jednak, że nastroje Celbien były pozytywne. Wręcz przeciwnie. Wielu Elfom nie podobał się sposób zjednoczenia ani to, że Bunrhoeg władzę trzymał twardą ręką. Spiski trwały, lecz nikt nie śmiał się otwarcie sprzeciwić władcy.
Wszystko się zmieniło pewnego letniego wieczoru. Aran i-Edhil urządził wielką ucztę w ogrodach swego pałacu. Cały kwiat Arnad i-Edhil zebrał się tam, by ucztować ze swym władcą.
Jedzenie przygotowali najlepsi kucharze, jacy mieszkali w Królestwie, posiłki zaś umilali najlepsi bardowie tamtych czasów.
Szybko dosyć uczestnicy bankietu dowiedzieli się, z jakiego powodu zostali zaproszeni. Podczas posiłku Bunrhoeg poprosił zgromadzonych o uwagę.
„Gîl síla erin lû e-govaded vín. (Gwiazdy przyświecają godzinie naszego spotkania). Le hannon a tholel. (Dziękuję, że przyszliście). Udało mi się zjednoczyć wszystkie Elfy. Misja jednak nie została wypełniona. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą podburzać tłumy, którym nie na rękę będzie zjednoczenie. Mamy wielu wrogów. Ludzie – pomyłka Untura – na pewno już myślą jak doprowadzić do naszej zagłady. Elfom potrzeba kogoś, kto je poprowadzi ku przyszłości, gdy ja odejdę. Taką rolę będzie pełnić mój fion (syn) a po im jego potomkowie. Złóżcie pokłon waszemu przyszłemu Aran. Fion en Bunrhoeg – Henkalen – będzie waszym władcą, gdy mnie zabraknie.”
„Farn (dosyć).” – dobiegło z wielu stron. „Znieśliśmy Twój sposób na zjednoczenie, jednak nie pozwolimy na zmianę starych obyczajów. To się musi skończyć. Tu i teraz. Gwanno (giń).”
Noc ta zapadła w pamięci zarówno Celbien, jak i Edain. Ci drudzy pomagali zdrajcom z naszego rodzaju w przewrocie.
Walki rozpoczęły się już w ogrodach. Był to jednak tylko impuls, na który czekała rzesza niezadowolonych. Rewolucja rozpoczęła się w Całym Arnad.
Bunrhoeg oraz Henkalen wraz ze strażą pałacową dość szybko oczyścili uczestników bankietu ze zdrajców. Gdy tylko dokonali tego czynu – zwołali wojska i ruszyli rozprawiać się z rewolucjonistami. Tym razem nie patrzono już, czy walczący jest Elfem czy też człowiekiem. Ci, którzy wystąpili przeciwko Królowi byli zdrajcami i traktowano ich na równi z ludźmi. Czyn taki zakończyć się mógł tylko śmiercią. Żadnej litości nie okazywano i wkrótce rebelia została zdławiona.
Wiele krwi upłynęło w tym czasie. Wielu Celbien stanęło naprzeciwko swych gwanur (brat). Więzy krwi nie liczyły się jednak podczas tych dni. Ważniejsza była lojalność wobec tego, który podążył za słowami Naneth i poświęcił życie na zjednoczenie jej dzieci.
Wielka złość ogarnęła władcę naszych przodków. Gdy rewolucja upadła a buntownicy ratowali się ucieczką postanowił on wyplenić chwasty całkowicie. W jego umyśle oznaczało to całkowite rozprawienie się z pomyłką Untura – z Edain.
Pościg trwał długo, każdy napotkany człowiek poznawał smak Elfiej stali. Wielka Rzeka sprzyjała jednak uciekinierom. Ślady często bywały zatarte. Być może Bunrhoeg zaprzestałby pościgu, gdyby w jego ręce nie wpadł Aras – Celbien, który przewodził zdrajcom podczas powstania.
Tortury, jakim został poddany nie nadają się do opisania w tej pracy. Były jednak skuteczne. Zdradził kryjówkę uciekinierów w zamian za szybką śmierć. Aran wraz ze swym wojskiem wyruszył w kierunku bagien Loenir, zaś krzyki umierającego Arasa słychać było jeszcze przez wiele godzin.
Nim wkroczono na bagna Król zebrał magów wojskowych i nakazał im wypłoszyć neaair (szczury). Biegli w magii wezwali przywołańców, stworzyli wiele iluzji i wysłali je na bagna, rozkazując zabić wszystkich ludzi. Wojska w tym czasie starały się otoczyć bagna i odciąć wszystkie możliwe drogi ucieczki.
Nie można nazwać tego zdarzenia inaczej niż operacją wycięcia chorej części ciała. Wszakże Edain to właśnie choroba, jaką musi znosić ziemia.
Bunrhoeg kontemplował swoje zwycięstwo, gdy podbiegł do niego kurier z wiadomością, iż części uciekinierów udało się przedrzeć i uciekają w kierunku południowym. Aran złapał za róg i zadął. Na dźwięk ten jego armia zebrała się. Rozpoczęto kolejny pościg.
Zmęczeni ucieczką ludzie stanowili łatwy cel dla wielkiej armii. Liczebność jednak sprawiała, że łatwiej im było się ukryć i zastawiać pułapki. Wiele razy Góry Smocze pokazały Królowi Elfów swoją siłę zrzucając na wojska lawinę kamieni. Im częściej jednak takie wypadki się zdarzały tym z większą zaciętością ścigano wroga.
Aran i-Edhil nie był jednak władcą kompletnie zaślepionym nienawiścią. Widząc, iż w pogoni za ludźmi może stracić dużą część armii zaniechał pościgu, gdy uciekinierzy dotarli do Ered Ymlyg.
Nad miejscem tym unosiły się smoki i szansa na przeżycie jakiegokolwiek człowieka równa była zeru.
Koniec rebelii nie oznaczał uspokojenia nastrojów. Wiedział o tym zarówno władca, jak i zgromadzeni wśród niego doradcy. Nie chcąc dopuścić do powtórzenia się sytuacji na terenach Elfów rozmieszczone zostały zbrojne jednostki. Wszelkie próby rozpoczęcia kolejnego zamachu stanu kończyły się krwawo i szybko. Ten okres naszej historii zabarwiony jest purpurą…
Nie niepokojony przez nikogo Bunrhoeg mógł się zająć sprawami bardziej przyziemnymi – zarządzaniem państwem. Wśród nich znalazły się takie rzeczy, jak ustalenie podatków, czy też spisanie praw Elfów. Jego wielkim wyczynem było powołanie do życia szkoły dla pragnących wiedzy – Solkh (korzeń). Edukację znaleźć w niej mieli Ci, których Aran uznawał za przyszłość naszej rasy. Warto nadmienić, iż Solkh istnieje do dzisiaj i jest najbardziej obleganą Akademią. Mimo upływu tylu wieków ciągle uważana jest za najlepszą uczelnie, jaka istnieje.
Rządy Bunrhoega skończyły się dosyć niespodziewanie. Wiele osób uważało, iż tak długo żył legendą Ethuila, że legenda dogoniła go. Zmarł w podobny sposób, co jego przodek – został otruty. Sprawców jednak nigdy nie odnaleziono. Podejrzewa się, iż zginęli oni w czystkach, które rozsierdzony śmiercią swego ojca Henkalen urządził, gdy tylko objął panowanie nad Arnad i-Edhil.
Ponownie nasze ziemie ogarnął ogień. Tym razem był to jednak ogień oczyszczający – w wielu miejscach, na stosach płonęli zdrajcy, podburzający Elfy przeciwko następcy wybranka Naneth.
Gwaew nie zdążył jeszcze rozwiać prochów, ze stosów kar, gdy zwiadowcy donieśli Królowi o swoim odkryciu. W dalekim Lylendzie dostrzeżono ludzi. Wiara w to, że zaraza ta zniknęła ze świata została doszczętnie zburzona. Henkalen – wierzący, że za otruciem jego ojca stał Edain – postanowił dokończyć dzieła zagłady.
Armia wyruszyła po raz kolejny a promienie słońca grały na ostrzach włóczni. Po kilku tygodniach Aran stanął przed pierwszą wioską należącą do Edain. Nie spiesząc się wydał rozkazy i ustawił wojsko w szyku. Wszystko to robił powoli, upajając się strachem ludzi. Gdy znudziła mu się ta zabawa – wydał rozkaz do ataku. Wojownicy ruszyli spokojnie przed siebie. Zachowywali się tak, jakby byli rzemieślnikami i wykonywali swoją pracę od niechcenia. Efekt był do przewidzenia – całkowita eksterminacja ludzi oraz wioska w płomieniach. Ten sam schemat powtarzał się w kolejnych siedliskach człowieka.
Wieść o pochodzie Elfów rozeszła się. Wiele osad stojących na drodze armii – było pustych. Ludzie uciekali. Zacięty opór zwycięskim wojskom Edain stawił dopiero na Stujeziorze. Tam rozegrała się bitwa, w której zwycięstwo zostało nam podstępnie odebrane. W samym środku bitwy z ludźmi – część naszych pobratymców postanowiło wykorzystać okazję i stanęło przeciwko swym braciom. Część z nich walczyła blisko Henkalena, to przesądziło o naszej klęsce. Aran i-Edhil zginął od broni Celbien. Śmierć władcy sprawiła, że Elfy niezdolne były do walki. Generałowie, widząc to, dali znak do odwrotu. Bez przywódcy i rozkazów na ewentualność, jaka się pojawiła, postanowiono wrócić do Arnad i-Edhil. Tam, na czas nieobecności Henkalena, władzę przejął jego syn – Burnhoeg Tâd-Aneth. Dowiedziawszy się o śmierci ojca – rozkazał pochować jego szczątki w katakumbach pod pałacem.
Bunrhoeg Tâd-Aneth różnił się od swych przodków tym, że nie lubił władać orężem. Bardziej kusiła go ścieżka wiedzy i magii. Wojsko jednak potrzebowało dowódcy – wyznaczył, więc do tego jednego z generałów. Dzięki temu, mógł pozostać w Arnad i-Edhil, gdy jego wojsko dalej prowadziło kampanię przeciwko ludziom. Sam, zaś zajął się studiami oraz wspomaganiem rozwoju nauki i rzemiosła wśród Elfów. To za jego panowania nastąpił rozkwit tych dwóch dziedzin.
Kilka lat później armia Arnad i-Edhil powróciła z wieścią, iż ludzie zostali usunięci z kontynentu.
Wielce ucieszył się z tego powodu Bunrhoeg Tâd-Aneth. Jego przodkowie zostali pomszczeni.
Takie były początki naszej rasy. Te wydarzenia powinien znać każdy, kto chce być szanowany przez Celbien. Czasy te zostały opisane najdokładniej, gdyż są dla nas najważniejsze.
Musisz wiedzieć czytelniku, że Elfy inaczej przeżywają swe życie niż inne rasy. Jesteśmy długowieczni, dlatego też na zupełnie inne rzeczy zwracamy uwagę. To, co nie jest dla nas ważne – po prostu zostaje pominięte. Nie znajdziesz żadnych zapisków o takich rzeczach. To właśnie z tego powodu nasze kroniki nie są obszernymi tomami. Wolimy zapisywać tylko najistotniejsze wydarzenia. Obszerne księgi napisane przez kogoś z naszego rodzaju prędzej dotyczyć będą zawiłości magii, sztuki lub też rzemiosła niż historii.
Udało mi się w księgach odnaleźć jeszcze kilka zapisków. Pozwolę, więc sobie, je tutaj przedstawić.
Po usunięciu ludzi z kontynentu życie znowu zaczęło płynąć spokojnie. Ci, którzy nie uznawali władzy Arad i-Edhil musieli przełknąć gorycz porażki i dostosować się do nowych czasów.
Izolacja Celbien zaczęła dawać im się we znaki kilkaset lat później. Zakaz kultu Untura na terenie Arnad sprawił, że wszelkie kontakty z Naug (Krasnoludami) zostały zerwane. Przez te wszystkie lata obydwie Rasy nie spotkały się nigdy. Władcą, który chciał zmienić ten stan był Heledir. Nawiązał on kontakt z grupą Krasnoludów i zaprosił ich na rozmowy. Początkowo nie układały się one po myśli Elfów, lecz siła sugestii ich władcy była naprawdę wielka. Zniósł on zakaz czczenia Untura i doprowadził do nawiązania kontaktów handlowych. Krasnoludy od tej pory miały dostarczać Elfom rudę oraz kamienie szlachetne. Dzięki temu Delficcy kowale mogli stworzyć wiele broni, które zostały w czasach późniejszych okrzyknięte mianem dzieł sztuki. Metale jednak, wykorzystywane były nie tylko do tworzenia broni – biżuteria, rzeźby, kwiaty – to wszystko powstawało w tamtych czasach. Heledir zasłynął w naszej historii jako ten, który przyniósł Celbien sojusz z dziećmi Untura.
Równie ważnym Calben w naszej historii był Thôrion. Żył on w czasach, gdy ludźmi władał Anor I. Jak wspominają legendy Thôrion zafascynowany był smokami. Te potężne istoty budziły w nim wielką tęsknotę. Potrafił spędzać dnie i noce wertując księgi w poszukiwaniu chociażby najmniejszej wzmianki o jakimś amlug. Stał się dzięki temu największym ekspertem o tych istotach, jaki stąpał po Nelderim.
Pewnej nocy Thôrion wymknął się poza Enedh-en-Glad. Nogi niosły go w gęstwinę lasu. Po kilku godzinach na jego drodze stanęła Elfka. Była przepiękna, w latach późniejszych na zlecenie władcy powstało o niej wiele pieśni. Thôrion przystanął, piękna nieznajoma zauroczyła go, nie potrafił oderwać od niej oczu.
– „Suilad. Nin bar (mój dom)” – powiedziała wskazując rękami wokoło.
Dopiero w tej chwili Calben zdał sobie sprawę, że stoi w grocie utworzonej z drzew. Gałęzie poszczególnych drzew splotły się ze sobą tworząc zadaszenie. Same drzewa stały zaś tak blisko siebie, że tworzyły coś w rodzaju naturalnych ścian dla tej groty. Przyjrzał się bliżej. Pnie brethil lekko świeciły. Znajdował się na nich srebrny, fluoryzujący mech, który wszystko oświetlał. Pomiędzy drzewami była pusta przestrzeń, którą porastały przepiękne kwiaty
– „Celevor Lant (srebrna polana)” – wyszeptał Thôrion.
Nieznajoma uśmiechnęła się lekko. Elf zwrócił swój wzrok na nią. Odróżniała się ona od naszej rasy tylko nieznacznie. Była najpiękniejszą istotą, jaką Aran kiedykolwiek widział, lecz już wiedział, że nie była Elfką. Jej włosy były srebrzyste a skóra błękitna. Pojął tedy władca, że stoi przed smoczycą, która przybrała dla niego taką postać.
Thôrion wrócił do Enedh-en-Glad po trzech dniach. Nikomu nie opowiedział, co się stało. Z wyprawy przyniósł jednak podarunek – srebrną różę – wiecznie żywy kwiat. Stałą się ona dla niego najważniejszą relikwią. Zebrał wokół siebie grupę Elfów i razem z nimi ponownie opuścił miasto. Nie powrócili już nigdy.
Po długim czasie oczekiwania na jego powrót władzę przejął jego syn – Angwedh. Za późno jednak było, żeby ratować sytuację. Nieobecność Thôrion przyczyniła się do rozkładu wewnętrznego państwa. Arnad-i-Edhil stawało się słabe. Ludzie to widzieli, czekali tylko na okazję. W momencie, gdy udzielono schronienia Anorowi – uciekinierowi pretekst do napaści na nasze ziemie się znalazł. Władca Telafiru nałożył embargo na towary niepochodzące z faktorii w Imloth. Spowodowało to otwarty konflikt. Walki między nami a ludźmi rozgorzały po raz kolejny. Jednak tym razem to oni wyszli z nich zwycięsko. Imloth stało się wolnym państwem a w przyszłości razem z kilkoma innymi ziemiami weszło w skład Imperium. Sam Angwedh musiał pokłonić się przed istotą niższą.
Elfy jednak nie stały się niewolnikami. Dla nas była to tylko chwilowa niedogodność. Wystarczyło czekać. Zaledwie po dwustu latach, lenno Arnad-i-Edhil stało się fikcją.
W 961r według kalendarza ludzi – nasze królestwo weszło w skład Ligi Wschodniej, która odrzuciła władzę Imperium. Przeczekaliśmy złe lata.
Czasy lenna pokazały jednak, iż władza dziedziczna na nieokreślony okres jest błędem. To właśnie wtedy postanowiono wrócić do obierania władcy na pewien okres czasu. Od tamtej pory nie mieliśmy z Aran żadnych problemów. Jak widać stare rozwiązania potrafią być najlepsze.
Pozwólcie, że dzieło to zakończę wyjaśnieniem. Wielu z was zapewne ciśnie się do ust pytanie, czemu jest ono takie krótkie.
Większość uznanych dzieł historycznych zostało umieszczonych w Wielkiej Bibliotece w Enedh-en-Glad. Niecałe sto lat temu miało tam miejsce pewne tajemnicze wydarzenie. Bibliotekarz zarzeka się, że pewnej nocy w Bibliotece widział Elfa w średnim wieku z piękną Elfką o błękitnej skórze i srebrnych włosach. Owa piękność miała w swe włosy wpiętą srebrną różę. Przechadzali się wśród książek. Swe pierwsze kroki skierowali do ksiąg, w których opisane były bestie wszelkiego rodzaju a później odwiedzili dział historyczny. Bibliotekarz stracił ich z oczu tylko na chwilę, gdy mijali kolumny. Nie wyszli jednak już zza nich. Zaniepokojony udał się w tamto miejsce i nic nie znalazł. Poczuł za to swąd dymu. Po chwili cała Wielka Biblioteka stała w płomieniach. Ci, którzy nie spali opowiadają, iż słyszeli odgłos podobny do uderzeń wielkich skrzydeł. Z niewyjaśnionych przyczyn wzmógł się wiatr o dziwnym kierunku, bo wiał od nieba ku ziemi. Po krótkim czasie wszyscy zostali postawieni na nogi. Dużo osób ruszyło by ratować, co się da ze zbiorów Biblioteki, jednak nie udało im się wynieść zbyt dużo.
Sam bibliotekarz nie został ukarany za swe zaniedbanie. Kilka dni później zmarł z powodu obrażeń odniesionych w pożarze.
Te fakty historyczne, które udało mi się odnaleźć wśród szczątków a także w innych bibliotekach przedstawiłem wam tutaj. Mam nadzieję, że będą przydatne.
Slaahen z domu Anor